Rozgrzewka.
Nasze najmniej ulubione
słowo. Zło konieczne, niekiedy wręcz... szantaż, a jednak dopóki
się nie rozluźnisz i nie poczujesz, że jest Ci „wygodnie” we
własnej skórze i w towarzystwie innych, nie zrobisz kroku naprzód.
W czasie warsztatów radzimy sobie z tym na wiele sposobów. Oto mój
ulubiony...
Masaż.

Uczestniczyłam kiedyś w
warsztatach prowadzonych przez dwoje aktorów. Na długo zapamiętam tych kilka dni... Matylda rozpoczynała zajęcia rozgrzewką
ruchową, której towarzyszył właśnie masaż – dosłownie od
stóp do głów! Z własnego doświadczenia wiem, że ilekroć
słyszymy „masaż”, na myśl przychodzi nam jedynie rewir karku,
względnie plecy... Co za niesprawiedliwość! Moje kuzynki
(fizjoterapeutki) przez kwadrans zajmowały się kiedyś w ramach
ćwiczenia przed egzaminem masażem moich oczu (sic!). W czasie
rozgrzewki nie wolno Wam zatem zapomnieć nawet o najmniejszym palcu
lewej ręki, tam również czai się stres, niepokój, lęk przed
innymi i zwyczajny, zły humor. Kapitalnym zakończeniem ćwiczenia
jest jednak dopiero masaż głowy. Sprawia Wam przyjemność, gdy
ktoś masuje Wasz kark? To nic w porównaniu z masażem głowy.
Człowiek zupełnie odlatuje... przestaje się martwić o złą
dykcję, brak pomysłu na rolę, niechęć do kolegi z
grupy...Wreszcie jest TU i TERAZ, a nie GDZIEŚ i NIGDZIE. I o to
Nam, Instruktorom, właśnie chodzi!
Teatru nie da się robić
poza teraźniejszością, poza tą jedną chwilą uobecnienia, w
której człowiek przyjmuje siebie, swoje położenie i innych ludzi
takimi, jacy są. Dopiero tu i teraz (hic et nunc) możemy zacząć
właściwą pracę... Odnalezienie własnego „tu” i „teraz”
jest jednak wyzwaniem nie tylko w pracy warsztatowej, to przede
wszystkim wyzwanie w naszej codzienności... tak po prostu.
e. ch.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz